Pierwszy dzień drogi na Karpacz, zakończony w miejscowości Dobromierz
Relację z tej trasy podzielimy na trzy części, może pojawią się też wpisy powiązane. Wpisy z trasy będą kończyły się w miejscach gdzie i my kończyliśmy podróż na dany dzień. Dzisiejszy natomiast kończy się w miejscowości Dobromierz, nad Jeziorem Dobromierz. Dodatkowo wybraliśmy dla Was bardzo dużo ciekawych (przynajmniej dla nas) miejsc co zobaczenia. Przeczytacie o nich właśnie w tych wpisach. Przybliżymy Wam ich historię, może nawet zainspirujemy do wymyślenia i zrealizowania trasy, która dla Was będzie stanowiła wyzwanie.
Zatem jak zapowiadaliśmy jest i on, wpis z naszej trasy rowerem na Karpacz. Muszę powiedzieć, że nie była to łatwa trasa, wszystko za sprawą dużej ilości podjazdów pod górę. Wydaje mi się jednak, że wchodząc w ten wpis, doskonale zdajecie sobie z tego sprawę. W końcu to góry.
Początek drogi, nie tak łatwy jakby mógł się wydawać
Wyjechać z Wrocławia nie było tak łatwo jak być powinno. Zanim na dobre pożegnaliśmy się z miejskim klimatem musieliśmy uzupełnić nasze bagaże o plandekę i linki do przymocowania jej. Zakup takiej plandeki od serca bardzo polecam, ponieważ wszyscy wiemy, że rozłożenie namiotu lub znalezienie schronienia przed deszczem może trochę zająć. Nam osobiście plandeka bardzo się przydała w drodze powrotnej. W przypadku plandeki jednak potrzebujemy tylko dwóch drzew i gotowe! Ale o samych przygotowaniach możecie przeczytać tutaj.
Szybki przystanek w Magnolii i można ruszać w drogę, ale nie bylibyśmy sobą gdybyśmy już na samym początku nie pojechali w złą stronę. Nie ma tego złego, ponieważ dojechać z Wrocławia na Krzeptów, gdzie był nasz pierwszy przystanek da się kilkoma drogami. Tam znajduje się miejsce zwane Zieloną Doliną, idealne jeśli mamy problemy ze znalezieniem atrakcji dla dzieci. My jednak przejechaliśmy tylko przez tę wieś prosto do Kębłowic, gdzie znajduje się pierwsza z rzeczy do zobaczenia na trasie rowerowej do Karpacza z noclegiem w mieście Dobromierz.
Pierwszy przystanek, Kębłowice
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że wieś jak to wieś. Kilka domków z psami za płotem, piejące koguty i wątpliwej jakości droga. Jednak pod tą całą powierzchownością kryje się coś więcej. Otóż Kębłowice mają bardzo ciekawą historię.

Na samym początku muszę powiedzieć, że teren jest starannie ogrodzony. Podobno można znaleźć wyrwę w siatce, my jednak postawiliśmy na najprostszy z możliwych sposobów. Zapytaliśmy prawdopodobnie właściciela czy możemy obejrzeć teren i zrobić kilka zdjęć pałacu. Zabawne, że na samym początku w rozmowie z Kacprem, Pan podchodził sceptycznie do tego pomysłu. Wspominał też, że nie ma nic za darmo. Jednak czego nie może zdziałać kobiecy uśmiech? Więc jeśli macie możliwość, polecam pojechać z przedstawicielką płci pięknej, ponieważ będzie łatwiej dostać się do środka.

Budynek powstał w 1882 roku i jest zbudowany na planie zbliżonym do prostokąta. Posiada dwie kondygnacje, dodatkowo zachwyca przylegającymi do niego ośmiobocznymi wieżyczkami w narożnikach. W centralnej jego części znajduje się drewniana wieżyczka widokowa, a z tarasu można obserwować park, który tak jak zabudowania gospodarcze zaliczają się do całego zespołu pałacowego. Co ciekawe w czasie II wojny światowej, budynek ten został siedzibą Gestapo. Po wojnie przejęty przez skarb państwa, obecnie należy do osoby prywatnej.

Wyraźnie widać, że ktoś chciał odrestaurować pałac, dach świeci nowością i część okien została wymieniona. Ze znalezionych przeze mnie informacji które możecie przeczytać tutaj wynika, że miał powstać hotel, a tuż obok stajnie. Niestety od kilku lat pałac stoi nietknięty, a szkoda ponieważ gdyby tylko włożyć odrobinę miłości w ten przepiękny teren, odzyskałby on dawną świetność. Chcieliśmy jeszcze zrobić dla Was zdjęcie Pana, który nas wpuścił na teren, jednak gdzieś nam uciekł. Jak dla mnie jest to piękny początek trasy Wrocław – Karpacz.
Kościół parafialny i Caritas w Małkowicach
Jadąc dalej w Małkowicach można zobaczyć Kościół Trójcy Świętej, o którym pierwszy raz wspomniano w 1287 roku w dokumencie Księcia Henryka III Białego. Powstał na miejscu starego trzynastowiecznego kościoła w dwóch etapach. Pierwszy etap budowy datuje się na drugą połowę XIV w. w tym czasie powstało prezbiterium (pot. zakrystia), natomiast resztę kościoła łącznie ze sklepieniem dobudowano w pierwszej połowie XV w. W późniejszych latach przeprowadzano jeszcze kilka renowacji oraz przebudów dzięki czemu możemy oglądać tę urokliwą gotycką budowlę.

Ulokowany on w centralnej części wsi oraz otoczony cmentarzem. Zarówno kościół jak i cmentarz odgradza ceglany mur z przyporami i bramą zwieńczoną renesansową attyką z końcówki XVI w. Podobno we wnętrzu zachowało się wyposażenie z drugiej połowy XVIII w. Niestety nie mieliśmy okazji zobaczyć kościoła od środka ponieważ bramy były zamknięte.

Całkowicie nie planowanie natknęliśmy się też na Dom św. Józefa. Budynek w obecnie bardzo żywych kolorach powstał dzięki inicjatywie sióstr Elżbietanek w 1912 roku. Siostry nazywane są również „Czarnymi”. Ich celem jest naśladowanie św. Elżbiety Węgierskiej w ubóstwie i pielęgnowaniu chorych w przyklasztornych szpitalach i przytułkach. Sam budynek jednak był wielokrotnie przekształcany w kolejne to instytucje, a obecnie należy do Caritasu i znajduje się w nim ośrodek pielęgnacyjno-opiekuńczy.

Warto też zobaczyć w Małkowicach budynek ochotniczej straży pożarnej, a przede wszystkim zabytkowy wóz strażacki usytuowany na dachu.

Pałac w Sadowicach, ale nie do końca
Z racji, że nasza trasa jak widać skupia się wokół pałaców, kościołów i opuszczonych budynków, będąc w Sadowicach chcieliśmy Wam pokazać znajdujący się tam pałac. Niestety jak się okazało, nie do końca jest to tylko pałac, ponieważ obecnie znajduje się w nim zakład poprawczy. Nie byliśmy w stanie wejść do środka żeby się chociażby rozejrzeć po terenie lub zrobić kilka zdjęć samego pałacu. Wyobraźcie sobie nasze zaskoczenie, prawda mogliśmy, a właściwie ja mogłam zgromadzić więcej informacji na jego temat. Jednak czymże by była wycieczka na Karpacz bez żadnych niespodzianek?

Sadewitz, ponieważ tak oryginalnie nazywał się pałac, powstał w XVI w. Został przebudowany dla Gottloba Albrechta von Saurma na styl klasycystyczny. Budynek znajduje się rejestrze zabytków nieruchomych woj. dolnośląskiego i obecnie znajduje się w nim Zakład Poprawczy ministerstwa Sprawiedliwości. Znajdują się tutaj szkoła, internat, pomieszczenia aministracyjno – biurowe, blok żywieniowy i pomieszczenia gospodarcze. Ponadto pomieszczenia, które bez przeszkód mogą wykorzystywać wychowankowie.

Muszę przyznać, że sam budynek wygląda imponująco, jednak jego otoczenie bardzo odstrasza. Kraty we wszystkich oknach i ogrodzenie z drutem kolczastym nie zachęca zbytnio do zwiedzania terenu, którego jest jakby nie patrzeć dużo.

Ruiny pałacu w Mietkowie
Ze znalezieniem tych ruin mieliśmy lekki problem, ponieważ znajdują się na wzniesieniu, które ukryte jest między drzewami. Zabawnie było przejeżdżać trzy razy tuż obok naszego miejsca docelowego nie wiedząc, że jesteśmy tuż obok. Są to pierwsze prawdziwe ruiny, które odwiedziliśmy po drodze. Zaniedbane, opuszczone i zdewastowane. Takie właśnie są ruiny pałacu w Mietkowie.

Standardowo zaczniemy od odrobiny historii obiektu. Powstał w XV w. i oryginalnie była to wieża obronna, która później w XVIII w. przebudowany w dwór obronny. Ostatecznie w 1855 roku został on neogotycką rezydencją reprezentacyjną. Obecnie jednak można zobaczyć tylko pozostałości ścian tworzących pomieszczenia i w niektórych miejscach resztki dachu oraz fragmenty zdewastowanego parku krajobrazowego. Pomiędzy mury da się wejść, jednak trzeba przedzierać się przez krzaki i rosnące tam drzewa, więc ze względu na brak możliwości przypięcia rowerów my sobie odpuściliśmy ten element zwiedzania.

Ruiny pałacu w Borzygniewie
Ostatnią atrakcją dnia pierwszego naszej trasy na Karpacz były ruiny pałacu w Borzygniewie. W tym momencie mieliśmy zrobione w zaokrągleniu jakieś 40 km, więc możecie sobie wyobrazić jak zmęczeni byliśmy. Zwłaszcza, że całą drogę jechaliśmy w pełnym słońcu i upale. Doszliśmy więc do wniosku, że nie ma co się przemęczać niepotrzebnie i na tym pałacu zakończymy ten dzień.

Jak w przypadku poprzedniego pałacu, tutaj również mamy do czynienia z pozostałościami tej okazałej budowli. Wybudował ją Krzysztof von Mühlheim und Domanze w 1613 roku, a spalili Sowieci w 1945 roku, była książkowym przykładem późnorenesansowego budownictwa. Budynek na planie prostokąta z dwoma spadzistymi dachami zachwycała przede wszystkim wspaniałą geometryczną dekoracją sgraffitową. Dzisiaj nie został po niej najmniejszy ślad, jedyne co możemy zaobserwować to resztki zdobień nad oknami i inskrypcje fundacyjne w portalu wejściowym. Również w tym przypadku z wejściem do środka będą problemy, jednak jak to mówią „dla chcącego nic trudnego”.

Koniec dnia pierwszego w drodze na Karpacz, Jezioro Dobromierz
Większość tej drogi jechaliśmy już po zachodzie słońca, jak wiadomo są plusy i minusy. Na pewno ogromnym plusem była mniejsza częstotliwość przejeżdżających samochodów. Minus jednak jest taki, że jazda polnymi drogami po ciemku nie należy do łatwych. Zwłaszcza kiedy tak jak ja ma się słaby wzrok, a w półmroku lepiej nie mówić. Dojście do miejsca, w którym nocowaliśmy również nie było łatwe. Po prawej pole, po lewej las i właśnie w ten las trzeba wejść żeby dostać się nad Jezioro Dobromierz. Może wydawać się banalne. Spróbujcie jednak zrobić to w nocy.

Po znalezieniu wejścia przyszedł czas na wieczorny trening nóg na dobitkę. Mianowicie, trzeba było podjechać pod górę. Jak się okazało następnego dnia, podejście wcale nie było takie strome jak nam się zdawało, jednak zmęczeni, Kacper z obciążeniem… Powiem Wam, że było ciężko, ale widok był wart tej chwili wysiłku. Zejście w dół między drzewami i nagle przed nami rozpościera się przepiękna panorama jeziora, zajmująca niemalże wszystko co można omieść wzrokiem. Widok zapierający dech w piersiach, dodatkowo krystalicznie czyste niebo bez chociażby jednej chmurki umożliwiło nam patrzenie na miliardy gwiazd znajdujących się nad naszymi głowami.

Jeżeli nigdy nie mieliście okazji leżeć w namiocie, lub nawet siedzieć na ziemi i patrzeć w niebo na prawdę nie wiecie co Was ominęło. Koniecznie musicie się wybrać w takie miejsce. Jezioro Dobromierz jest to zbiornik przeciwpowodziowy, który został stworzony sztucznie, jednak przy jego budowie wykorzystano naturalne ułożenie terenu. Jest on również źródłem zasobów wody pitnej dla okolicznych wsi, dlatego nie jest wykorzystywany w celach rekreacyjnych.

W ten oto sposób zakończył się nasz pierwszy dzień rowerem z Wrocławia na Karpacz, właśnie nad Jeziorem Dobromierz, którego bardzo długo nie zapomnimy.
Podziękowania
Bardzo dziękuję za czas jaki poświęciliście na przeczytanie tego wpisu. Wiele to dla nas znaczy, ponieważ właśnie dzięki Wam mamy możliwość rozwijania się. Mam nadzieję, że spodobał Wam się i spotkamy się za tydzień, gdy pojawi się dalsza część. Na koniec zapraszam Was również na tę stronę, gdzie znajdziecie więcej informacji o mieście Dobromierz. Do zobaczenia!
3 komentarze
[…] kończy, nie ma jednak tego złego ponieważ jest to jedynie zapowiedź głównego wpisu z naszej wycieczki na Karpacz. Zapraszam ponadto do innego wpisu odnośnie […]
[…] Dobromierz, pierwszy postój na drodze do Karpacza […]
[…] Dobromierz, pierwszy postój na drodze do Karpacza […]